Daleko, na
północy zawył wiatr.
Właściwie, to
zawył wiatr i wilk. Samotny, prowadzony potrzebą głodu wilk. Instynkt kazał mu
iść na wschód. Potrzeba znalezienia bratniej duszy, kogokolwiek, była zbyt
silna, aby ją zignorować.
Po pół roku samotnej tułaczki było mu już obojętnie, czy to będzie
basior, z którym pod koniec końców trzeba będzie rywalizować, czy wadera, z
którą założy watahę. Spojrzał w niebo. Było piękne. Ciemnogranatowe, pełne
błyszczących punktów. To jeszcze bardziej uświadomiło mu, jaki jest samotny.
Być może, jako jedyny. Czemu wszyscy, wszyscy oprócz niego byli szczęśliwi i
mieli towarzystwo? Włócząc się bez celu napotykał kilka rodzin, od których był
odpędzany kłami i pazurami. Czując, jak okropna cisza i samotność rozrywa mu
serce, zawył. Nie bez celu. Znaleźć kogoś, oznajmić, że zdobyte zostały nowe
tereny... Nie. Nikt nie chciał go słuchać, ani pocieszyć. Może to jego
szaleństwo, ale wydawało mu się, że usłyszał wycie. Senperior przyjął pozycję
obronną, jakby trzeba było się bronić. W oddali majaczyła się postać. Tam był
wilk, tam było wybawienie! Podbiegł w tamtą stronę, i bynajmniej się nie
rozczarował...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz