środa, 7 stycznia 2015

Od Sorrow - ,,Mektub" część 1

   Opowiadanie zrobione przez Wolfie i Beatę Radomir.

   Cicha noc. Nagle, zza terenów górskiego lasu usłyszałam huki. Byłam małym szczenięciem, nie pojmowałam niektórych spraw, bynajmniej się wystraszyłam. Moja matka w odruchu wzdrygnęła się i zawyła.

   - Mamo - zaczęłam - Co się dzieje?

   Wenera uspokajała mnie, mówiąc, że za chwilę wróci. Lecz ten moment przemienił się w dobre parę godzin. Zaniepokojona podążyłam szlakiem rodzicielki. Dotarłam na łysą górę Metalik (czyli - czarna), gdzie zabraniano mi chodzić. W dzieciństwie nasłuchiwałam się historii o tamtejszych widmach i terrorach.
 
   Co teraz ujrzałam totalnie zbiło mnie z pantałyku. Czarny wilk o krwistych oczach, cały poranionego, chociaż wcale nie sprawiał wrażenia obolałego. Za nim stała wilczyca o takiej samej maści, która wokół siebie rzucała ogniem. Oboje wyglądali na upadłe anioły, nie to co moja matka. Przeraziłam się nie na żarty, lecz w pewnym sensie wzbudziło to u mnie podziw. Jako szczeniak, nie miałam konkretnego żywiołu i potrafiłam tylko czarować radością, ale i to mi wystarczyło.

   - Sorrow... - skręciłam głowę w stronę głosu. Okazała się to moja Wenera, cała poraniona, jej skrzydła krwawiły. Natychmiast do niej przybyłam.

   - Matko! Co oni ci zrobili? Kim oni są?! - zdenerwowałam się.

   - To są ciemne demony, tak zwane Dżinny, Mastaf i Tequila... - odpowiedziała.

   - Kto? Dżinny?! Co to za poganie?! - ciągnęłam.
 
   - Moja pociecho... - tak zwykła była mówić mama - Wiesz, że na tym świecie jest pełno wierzeń, które, muszą ze sobą konkurować. Nieprawdziwych bogów jest pełno, lecz my wiemy, że tylko jedyny; Jahwe i jego orszak wilczych bóstw. Naszą chlubą jest wilcze chrześcijaństwo, ich inna wiara. To są demony, które próbują fałszywie nawracać społeczeństwo.

   - Mektub - rzekł Mastaf, po czym dostał się do krtani matki.

   Nie mogłam w to uwierzyć. Miałam ochotę rozwalić wszystko, co mnie otacza, w tym tych poganów Mastafę i Tequilę. Od tego wydarzenia całym sercem ich znienawidziłam. Moje serce przepełnił smutek i melancholia, zaczarował na zawsze i nieodwracalnie. Poczułam żywioł smutku, dawny po prostu zaniknął. Już nie byłam wesołym szczenięciem. Co z tego, że miałam ponad 5 miesięcy, czułam jej śmierć. Najchętniej to ja podstawiłabym się pod jego zęby, jeżeli to uratowałoby ją.

   - Sorrow... Tylko życie poświęcone innym warte jest przeżycia. - zacytowała Einsteina.

   Było to jej ostatnim słowem. Pogrążyła mnie płacz i żałoba. Czemu tacy ludzie, w pełni oddani Jemu muszą umierać? Spostrzegłam, że Dżinnów już nie ma.

   - Nie bój się, jesteś ze mną. - słysząc ten głos zaniemówiłam. Był to starszy ode mnie czarny, młody wilk. Ujrzawszy jego ślepia, ten sam ognisty temperament, wzdrygnęłam się.

   - Nie ma co panikować, nie jestem taki brutalny. W ogóle to nazywam się Yaser.

   - Sorrow. Ty jesteś... syn tych Dżinnów? - zgadnęłam.

   - Dokładnie, ale mam wrażenie, że nie zmieni to poglądów na mnie. O i jeszcze to posiadasz ładne imię. Sorrow jest nietypowe - rzucił.

   Nieufnie się cofnęłam. Po tym, co się wydarzyło nie wiedziałam, komu ufać.

   - Odsuń się, nie chcę mieć z tobą do czynienia. Hmm, czyż to nie podejrzane, że rodzice cię pozostawili?

   - Podążam własnymi ścieżkami - ciągnął - Wiem, gdzie jest dom, a uwierz mi, daleko stąd. Mój pan, czy jak oni tam zwą tego Allaha, transportuje mnie automatycznie, że tak powiem.

   - Kim jest dokładnie ten Allah? - zapytałam - Wilki różne rzeczy mówią i już nie wiem, w co mam wierzyć.

   - To jest fałszywy bóg, nie czymś w rodzaju diabła, ale raczej jest pogański.

   - Skoro fałszywy, to czemu mu służycie i w niego wciąż wierzycie?

   - Bo zostaliśmy po to stworzeni, jako bożki, aby to robić. Każdy z nas, sługosów wie, że jest fałszywy oraz ma ochotę dorównać temu waszemu. - westchnął.

   - No to świetnie! - sarkastycznie zawołałam. - Nie dość, że nie mam się gdzie podziać i jestem totalnie bez domu, środków do życia, to jeszcze matka mi została zamordowana na miejscu.

   - To masz przekichane. Spytam się jakiegoś z proroków o pozwolenie, żebyś na czas usamodzielnienia zamieszkała u nas. To na krótko. - zaproponował.

   - Jeszcze coś.

   Yaser otrzymał pozwolenie na przemieszkanie. Normalnie to by się nikt nie zgodził, ale Tequila zrozumiawszy, że jej małżonek zabił bliskiego, zlitowała się nade mną. Traktowała mnie jak córkę, której nie posiadała. W ich wierzeniach, jeżeli za pierwszym razem narodzi się chłopiec, nie trzeba mieć innych dzieci. Bo mężczyzna jest ważniejszy niż kobieta. Ciekawe, czy u nich są feministki.

   Miałam już 1 rok, Yaser 2 lata. Razem świetnie spędzaliśmy czas, a i on sprawił, że Wenera - moja matka - była przy mnie jak anioł stróż. Nawet jego rodzina nawracała się do Jezusa Chrystusa, chociaż w dalszym ciągu służyli fałszywemu bogowi.

   - Jesteście już na tyle samodzielni, że możecie znaleźć własną drogę, podążyć za watahą. Nie będziemy was przetrzymywać. Nie zamierzamy, Yaserze, robić z ciebie bożka. To już chyba po was czas. - stwierdzili pewnego dnia jego rodzice.

   I w 100% mieli rację. Nazajutrz wyruszyliśmy w drogę.

Ciąg dalszy nastąpi...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz