niedziela, 15 lutego 2015

Od Rexa - Urodziny

Nastał Kolejny dzień. Rexowi wydawało ju się że przespał 15 Godzin... Kiedy już w pełni się ogarnął , chciał obudzić jego Matke , żeby jej powiedzieć że idzie polować. Lecz Afrodyty nie było. Nikogo. Tylko usłyszał jakieś warczenie poza terenami watahy.
- Co to  może być? - pomyślał Rex. Może ktoś się atakuje?
Rex wyszedł z kryjówki , Był piękny dzień. Świeciło słońce , Nie było żadnych chmur i ... Rex nie mógł uwierzyć! Jest Tęcza! 
- Ale.. Przecież tęcza jest tylko wtedy kiedy pada deszcz i świeci słońce.. - pomyślał.
Rex biegł do warczenia poza terenami watahy.
Schował się za krzakami i.. nie mógł uwierzyć! To jego przyjaciel kojot Czarek i.. Prawdopodobnie wilk z jego watahy. Walczyli ze sobą.
- Przestańcie! - krzyknął Rex. Wilk i Czarek zdziwili się. 
- Rex? - Zapytał się Czarek.
Bracie! Uciekaj! To zły kojot! - wykrzyknął Wilk.
- Ale to mój przyjaciel! Ale jak możesz być moim bratem czy... Siostrą?! - powiedział Rex.
- Dobra! Zostawię go. I ja jestem twoją siostrą , nazywam się Iris. - Powiedziała jego Siostra.
Czarek uciekał jak szalony.

[TYMCZASEM U AFRODYTY I SENPERIORA]
- Wszystko przygotowane? - Zapytała się Afrodyta,
- Prawie , jeszcze tylko jedzenie i wszystko gotowe! - Powiedział Senperior.
Po 30 Minutach jedzenie było gotowe.
- Jesteśmy już gotowi na urodziny Rexa!  - Powiedziała Afrodyta.
Rex i Iris właśnie już biegli do rodziców.
- O jesteście! - Powiedział Senperior.
- Mamo , Tato , Czemu mi nie powiedzieliście że mam siostrę? - Zapytał się Rex.
- To.. Miała być twoja Mini-Niespodzianka na ... Coś - Powiedziała Afrodyta...
- Dobrze! Dość gadaniny. Chodźcie , idziemy nad Strumień! - Wykrzyknął Senperior.

Gdy już dotarli nad strumień.. Inne wilki wyskoczyły z krzaków i wszystkie wykrzyknęły: Niespodzianka!!! 
I dali Rexowi przed twarz Wielką Sarnę. 
- Ale.. Z jakiej to okazji? - Zdziwił się Rex
- To przecież twoje urodziny Głuptasku! - Powiedziała Iris.
- Mamy też jeszcze jedną Niespodziankę - Powiedziała Afrodyta.
- Napij się wody z tego magicznego Strumyka - Powiedział Senperior.

Rex posłuchał i się napił. Stało się coś dziwnego. To co dotykał Rex , stawało się Lodowate aż się nie stopiło.
- Co się stało? I jak to coś wyłaczyć?! - Zaniepokoił się Rex.
- Spokojnie! To twoja nowa moc. Musisz się skupić żebyś ją wyłączył. - Powiedziała Afrodyta.
I nagle niespodziewanie zza krzaków wyskoczyły kojoty.
Wilki warczały na nie.
- Spokojnie! - Uspokajał Wilki Rex. Te kojoty to moi przyjaciele!
- CO?! - Zaniepokoił się Senperior. To niemożliwe! Jak to?!
- No. Zaprzyjaźniłem się z jednym kojotem , A potem uratowałem potomka .. Szefa Kojotów.. - Powiedział Rex.
- No dobrze... Zostawmy je - Powiedziała stanowczo Afrodyta. 
- Dobrze. Choćmy do kryjówki. Robi się późno. - Powiedzieli Rodzice Rexa.

Wrócili do kryjówki , Rex sie położył i pomyślał sobie:
- To najlepszy dzień w moim życiu!

wtorek, 27 stycznia 2015

RCL - Zaraza

Jestem w Lesie. Ukrywam się. Przed czym? Przed zarazą. Zaczęło się to przed tygodniem, kiedy byliśmy na polowaniu...
Naszym celem była łania. Lekki posiłek i łatwo upolować. Podbiegła nad strumień i napiła się wody. I wtedy... stało się coś dziwnego. Padła na ziemię, ale jednak nikt nie był chętny, aby podejść. W końcu kogoś wywalili ze szczepu, aby to sprawdził. Widzieliśmy przerażenie w jego oczach. Kazałam mu się wycofać i sama tam podeszłam. Odór wydobywający się z rzeki był straszny. Zupełnie, jakby ktoś... Nie, to niemożliwe. Ale czy na pewno? Przecież możemy mieć jakiegoś ukrytego wroga-truciciela. 
Powiedziałam o tym bratu. Oznajmił, że ktoś wybija zwierzynę i takie różne rzeczy. I, że ktoś wyraźnie nie chce nas tu widzieć... Ale to nasze terytorium. Jak byłam młoda, mama opowiadała mi o ludziach, którzy - o zgrozo! - próbowali igrać z naturą. Tworzyli - jak oni to nazywają - metalowe ciało, w które opakowywali mózg. Takie stworzenie nie ma uczuć i nie ma żadnych potrzeb. Często morduje, z nienawiści do świata. Zawsze się ich bałam. A teraz, okazuje się, że mamy takiego na karku! W dodatku inteligentnego. To na pewno on zatruwa wodę. 
A teraz zaraza dosięgnęła zwierząt. Możliwe, że grozi nam głodówka. Nawet Czarna Magia nie jest w stanie powstrzymać zarazy. 
Któregoś wieczoru podeszłam do brata i spytałam się go:
- Myślisz, że szykuje się wojna?
- Nie można tego zupełnie wykluczyć... 

piątek, 23 stycznia 2015

Informacja [002]


Wilczyca Raven na stale zostaje usunięta z watahy. Przyczyny znajdziecie w nowej zakładce Nieobecni/Powody odejścia, która zostanie stworzona wkrótce.

Sojusz z watahą powiązaną z graczem Misqu0404 na zawsze zostanie rozstrzygnięty. Od teraz jest to konflikt.

Wasza Alfa,
Afrodyta.



Od Mandy - Historia

Cześć, nazywam się Mandy. Chciałabym opowiedzieć wam jak tu dotarłam, historia ta napewno nie jest szczęśliwa.

Żyłam wesoło z moją rodziną, jednak kiedy byli zajęci, nie mieli dla mnie czasu. Dlatego chciałam mieć rodzeństwo. Kiedy już je miałam, szczęście odwruciło się odemnie. Miałam siostrę, siostrę która była nie widoma. Na początku było dobrze, ale póździej coraz gorzej. W rodzinnej hierarchii wyglądało to tak: 1.Moja siostra. 2.Rodzice. 3.Ja. Na szarym, pustym końcu. Odkąd miałam siostę dostawałam resztki czyli np. kości z małymi kawałkami mięsa itp... Kiedy się zgubiłam oni nie zauważyli, ważna była tylko moja siostra. Postanowiłam, że nie mogę tego tak dłużej ciągnąć i powiedziałam im, że czuję się jak piąte koło u wozu. Jednak myśleli, że to rzart. To podkusiło mnie do ucieczki. Pewnego dnia, uciekłam nikt nie zauważył, że się oddalam. Byłam bardzo samoyna, ale bałam się życia w stadzie. Pewnego dnia przezwyciężyłam ten strach i dołączyłam do tej watahy.

Od Candle - Historia

Urodziłam się na jednym z dzikich pastwisk w górach. Kiedy byłam młodsza lubiłam łowić
myszki, które kiedyś mnie zwiodły... Pewnego dnia jak zwykle poszłam do wodopoju, który
znajdował się koło mojej rodzinnej jaskini. Napiłam się świeżej wody i miałam wracać do watahy, gdy nagle zauważyłam kilka myszy biegnących w kierunku gęstego lasu. Pobiegłam za nimi. Kiedy dotarłam do stóp wielkiej góry myszy zniknęły mi z przed oczu, a ja nie wiedziałam, którędy mam iść do domu.Wieczorem znalazłam pustą i małą jaskinie, w której postanowiłam przenocować. Kiedy się obudziłam postanowiłam przejść się lesie. Była ładna pogoda, a ptaszki ćwierkały. Chciało mi się jeść, ale nic nie mogłam złapać nawet ani jednej myszy. Kiedy przeszłam przez rzekę i zauważyłam alfę, która właśnie wychodziła ze swojej jaskini. Przywitała mnie gorąco i zapytała czy chciałabym należeć do jej watahy. Zgodziłam się i od teraz jestem w nowej watasze.

sobota, 17 stycznia 2015

Od Keiko - Historia

Mam na imię Keiko, a jak się tu znalazłam? To opowiem wam już za chwilę. Nie wiem, czy komuś spodoba się moja historia, czy nie... W każdym razie:

Urodziłam się w Watasze Zaklętej Róży. Była to dość duża rodzina, ponieważ miałam 4 braci i 2 siostry, którzy mimo wszystko byli najwspanialszym rodzeństwem na świecie. Moje dzieciństwo było prawie jak z bajki - wspaniała rodzina, znajomi, przyjaciele i Alfa, którego uwielbiali wszyscy z nas. Do czasu... Pewnego dnia, nasz dowódca niestety zginął na jednej z wypraw, a od tego czasu Alfą został jego syn - jednym zdaniem całkowite jego przeciwieństwo. Był okrutny dla nas wszystkich, w ogóle o nas nie dbał, koszmar. Nie mogłam tego wytrzymać, nie chciałam już więdzej znosić tego, że znęca się nad nami wszystkimi. Rozpoczęłam bunt, który zakończył się... Sama nie potrafię tego określić jak. W końcu odzyskaliśmy wolność, ale większa część nas musiała uciekać... W tym ja. No cóż... Nie zostało mi nic innego, niż szukanie nowej watahy. Nie zajęło mi to bardzo długo, może 2, 3 dni? Wiem jedno, bardzo mi się tutaj spodobało.

czwartek, 15 stycznia 2015

Od Allie - Historia

Huh. Zawsze, ale to zawsze, byłam tą gorszą. Kiedy tylko do rodziców dotarła wiadomość, że mój jakże kochany braciszek znalazł sobie partnerkę i założył watahę (!), rodzice chcieli, żebym również to zrobiła. Albo mnie wydziedziczą. Nie takie straszne. Bo kilku kłótniach, zdecydowali, że dołączę do jego watahy. Podobno miło. Ale jeden fakt mnie nie pociesza: muszę znaleźć partnera, bo tak. Nie mam do nich żalu o to. To normalny cykl w życiu każdego.
Doszłam na miejsce, do siedziby Alf. Tak, tak, wiem, że nikt tam nie może przebywać. Ale mój brat mnie zaprosił, więc mam prawo. Powitali mnie dosyć ciepło i dali mi nawet wymarzoną posadę. Afrodyta - partnerka mojego brata, dobrze na niego działa. Lubię ją. Mieszkam teraz w jakiejś ładnej jaskini, którą nazwałam Quiet Vita - spokojne życie. A partnera jak nie miałam, tak nie mam. No, kto wie, wszystko jeszcze przede mną...

sobota, 10 stycznia 2015

Od Iris - Historia

W oddali usłyszałam przeraźliwe wycie wilków. Były coraz bliżej mnie, gnały ile sił w łapach, skomląc i przywołując moje imię. Siedziałam na wysokiej skale i z przerażeniem w oczach patrzyłam na to, co właśnie się stało. Na to, co właśnie zrobiłam… Ja, Iris, córka alfy, przyszła przywódczyni watahy. Jak mogłabym rządzić, skoro nawet nie umiem panować nad swoimi mocami?

Sęk w tym, że dostałam właśnie to, na co zasłużyłam. Gdybym była mądrzejsza, umiałabym panować nad swoją furią i nie próbowałabym po raz setny uciekać z domu, nie patrzałabym teraz na połamane niczym zapałki drzewa i zniszczone jaskinie, w którym mieszkały małe zwierzątka. To zalane wodą miejsce wyglądało jak pobojowisko. Lecz to nie bitwa to spowodowała, tylko mój przeklęty żywioł.

- Huragan tędy przeszedł czy jak? – Do mych uszu dobiegł niski, dojrzały głos dorosłego basiora. 

Odwróciłam się napięcie i ujrzałam Go, pięknego czarno-brązowo-kremowego wilka 
o jasnych, miodowych oczach.

- Ja jestem huraganem. To moje dzieło – odparłam nieśmiało.

Nieznajomy westchnął przeciągle, zeskoczył ze skały na której oboje przed chwilą się znajdowaliśmy, uniósł do góry swoją olbrzymią łapę i machnął nią, tak jakby chciał namalować jakiś znak na niebie. W jednym momencie powietrze zrobiło się dziwnie gęste, pojawił się lekki, zielonkawy wietrzyk, a wraz z nim wszystko powoli zaczęło wracać do normy. Woda zaczęła wsiąkać w ziemię, drzewa wyglądały tak jakby odradzały się na nowo, zwierzęta powracały do swoich nowych jaskiń… Kiedy basior opuścił łapę, wietrzyk się uspokoił i znikł, pozostawiając po sobie piękny krajobraz. Taki właśnie był zanim go zniszczyłam.

Milczałam z niedowierzenia.

- Nie wiedziałem, że taka młodziutka wilczyca może dokonać tyle szkód. – Odezwał się nagle mój towarzysz. – Jestem Thorgal. Mój żywioł to ziemia.

Już miałam się przedstawić, gdy nagle powstrzymało mnie wycie matki. Naszej dwójce bacznie przyglądała się sfora: rodzice, mój młodszy brat Rex, wybranek Seth i kilkunastu innych wilków, gotowych do ataku na „intruza”. Ojciec rzucił się w naszym kierunku i w mgnieniu oka zasłonił mnie całym cielskiem.

- Tato, nie wzywaj go do pojedynku! – zawyłam widząc zamiary ojca. – On mi pomógł! Naprawił szkody, które dokonałam w całym lesie. Znów nie panowałam nad mocami! Zostaw go
w spokoju, proszę…

- Jesteś sam? – spytał go ojciec.

- Tak. Właśnie straciłem rodzinę. Zgubiłem ich w lesie i nie mogę znaleźć tropu – odparł Thorgal.

- W takim razie chodź z nami. Zostaniesz u nas dopóki nie odnajdziesz rodziny. W zamian za pomoc naszej córce – odezwała się mama.

- Z wielką przyjemnością. – Wilk ukłonił się nisko, wyrażając w ten sposób wdzięczność
i oddanie, po czym dołączył do naszej grupy.

- Jestem Iris. Dziękuję za to co zrobiłeś.

Basior mrugnął do mnie i rzekł:

- Nie ma za co, księżniczko.   

Od Thorgala - Historia

    Był wieczór. Miałem wtedy niespełna trzy lata. Stało się to szybko - nie pamiętam co tak na mnie wpłynęło i dlaczego. Byliśmy z rodziną na łowach. Trudno było o jedzenie dla dwóch dorosłych wilków i siódemki młodych, które niewiele potrzebowały, ale z każdą chwilą głodniały. Szczególnie, że nie była to wataha - moi rodzice postanowili żyć jako omegi, na uboczu wilczej hierarchii, stale koczując, nie osiadając się z obawy o silniejszą konkurencję.

    Nagle, zza krzaka ujrzałem światło, które kompletnie mnie to intrygowało i ruszyło moją podświadomością. Byłem głodny, ale wystarczyły mi siły na gonitwę - nie to, co innym. Odszedłem od rodzinnego szlaku, gdzie zwykle byłem w cieniu starszych braci, których wprost uwielbiał mój ojciec Nergal. Nawoływania rodziny nie były aż tak silne, żebym postanowił dołączyć do nich. Zgubili mnie. Nie chciałem od nich odejść, po prostu podniecenie tym światełkiem było silniejsze, niż trzeźwe myślenie. Pragnąłem wolności, odizolowania się od szarej rzeczywistości. Chciałem wejść w krainę fantazji, gdzie nic się nie liczy oprócz wyobraźni!

    Biegłem ochoczo za tym czymś. Okazało się, że była to biała sarna. Za piękne i nierealne, aby mogło się spełnić. Ku memu zdziwieniu, stukot jej kopyt zatrzymał się. Przestała wierzgać - wręcz przeciwnie, patrzała się na mnie brązowymi oczami. Miałem wrażenie, że nie zrozumiała zagrożenia, jakim jest moja obecność. Już chciałem się na nią rzucić, i tak jesteśmy za blisko, by miała jakiekolwiek szanse na przeżycie. Wyobrażałem sobie zadowolenie malujące się na twarzy rodziców. Ja, Thorgal, do czasu postrzegany jako "ten młodszy, ulubieniec matki" miałem szansę wykazać się czymś więcej, niż tylko nadprzyrodzoną siłą.

     Przypomniałem sobie, co może oznaczać sarna albinos. Według tego, co mówiła moja rodzina, była to wskazówka albo dobra rada. Domyśliłem się, że gdybym przyniósł do nich takie zwierzę, nie byliby uradowani, ponieważ przegapiłem okazję życia. Te nieme stworzenie poruszyło mnie swoją zaskakującą ciszą i spokojem. Nie bało się w ogóle. Zauważyłem, jak zaczęło przyspieszać. Zastanawiałem się, czy mogłaby się spłoszyć. Postanowiłem, że pobiegnę. Tym razem, nie jako drapieżnik i przeciwnik, lecz wilk, który pragnie dowiedzieć się więcej.

     - Ej, ty! - wołałem - Zwolnij, nie chcę cię skrzywdzić.

    Sarna spojrzała na mnie. I nagle zniknęła. Nie wiem w jaki sposób. Przerażony zdałem sobie sprawę z tego, że ciekawość doprowadziła mnie do jednego z największych życiowych błędów, jakie kiedykolwiek mógłbym popełnić. Byłem tak pochłonięty biegiem, że totalnie zagubiłem. Straciłem rodzinę. Wszystko, na co pracowałem! Z paniki zacząłem nerwowo krążyć.

     Przypadkowo wpadłem na młodą, piękną, czarną wilczycę. Jej futro pobłyskiwało na tle słońca, wydając się po części metaliczne. Domyśliłem się, że jest to terytorium watahy. Ujrzawszy krajobraz niczym po huraganie, wyczułem zagrożenie. Wydawała się silna w swoim żywiole, a z jednej strony bezradna, nie mogąca go okiełznać. Pomyślałem, że mimo wszystko zostanę tu na dłużej...

ciąg dalszy nastąpi...

środa, 7 stycznia 2015

Od Sorrow - ,,Mektub" część 1

   Opowiadanie zrobione przez Wolfie i Beatę Radomir.

   Cicha noc. Nagle, zza terenów górskiego lasu usłyszałam huki. Byłam małym szczenięciem, nie pojmowałam niektórych spraw, bynajmniej się wystraszyłam. Moja matka w odruchu wzdrygnęła się i zawyła.

   - Mamo - zaczęłam - Co się dzieje?

   Wenera uspokajała mnie, mówiąc, że za chwilę wróci. Lecz ten moment przemienił się w dobre parę godzin. Zaniepokojona podążyłam szlakiem rodzicielki. Dotarłam na łysą górę Metalik (czyli - czarna), gdzie zabraniano mi chodzić. W dzieciństwie nasłuchiwałam się historii o tamtejszych widmach i terrorach.
 
   Co teraz ujrzałam totalnie zbiło mnie z pantałyku. Czarny wilk o krwistych oczach, cały poranionego, chociaż wcale nie sprawiał wrażenia obolałego. Za nim stała wilczyca o takiej samej maści, która wokół siebie rzucała ogniem. Oboje wyglądali na upadłe anioły, nie to co moja matka. Przeraziłam się nie na żarty, lecz w pewnym sensie wzbudziło to u mnie podziw. Jako szczeniak, nie miałam konkretnego żywiołu i potrafiłam tylko czarować radością, ale i to mi wystarczyło.

   - Sorrow... - skręciłam głowę w stronę głosu. Okazała się to moja Wenera, cała poraniona, jej skrzydła krwawiły. Natychmiast do niej przybyłam.

   - Matko! Co oni ci zrobili? Kim oni są?! - zdenerwowałam się.

   - To są ciemne demony, tak zwane Dżinny, Mastaf i Tequila... - odpowiedziała.

   - Kto? Dżinny?! Co to za poganie?! - ciągnęłam.
 
   - Moja pociecho... - tak zwykła była mówić mama - Wiesz, że na tym świecie jest pełno wierzeń, które, muszą ze sobą konkurować. Nieprawdziwych bogów jest pełno, lecz my wiemy, że tylko jedyny; Jahwe i jego orszak wilczych bóstw. Naszą chlubą jest wilcze chrześcijaństwo, ich inna wiara. To są demony, które próbują fałszywie nawracać społeczeństwo.

   - Mektub - rzekł Mastaf, po czym dostał się do krtani matki.

   Nie mogłam w to uwierzyć. Miałam ochotę rozwalić wszystko, co mnie otacza, w tym tych poganów Mastafę i Tequilę. Od tego wydarzenia całym sercem ich znienawidziłam. Moje serce przepełnił smutek i melancholia, zaczarował na zawsze i nieodwracalnie. Poczułam żywioł smutku, dawny po prostu zaniknął. Już nie byłam wesołym szczenięciem. Co z tego, że miałam ponad 5 miesięcy, czułam jej śmierć. Najchętniej to ja podstawiłabym się pod jego zęby, jeżeli to uratowałoby ją.

   - Sorrow... Tylko życie poświęcone innym warte jest przeżycia. - zacytowała Einsteina.

   Było to jej ostatnim słowem. Pogrążyła mnie płacz i żałoba. Czemu tacy ludzie, w pełni oddani Jemu muszą umierać? Spostrzegłam, że Dżinnów już nie ma.

   - Nie bój się, jesteś ze mną. - słysząc ten głos zaniemówiłam. Był to starszy ode mnie czarny, młody wilk. Ujrzawszy jego ślepia, ten sam ognisty temperament, wzdrygnęłam się.

   - Nie ma co panikować, nie jestem taki brutalny. W ogóle to nazywam się Yaser.

   - Sorrow. Ty jesteś... syn tych Dżinnów? - zgadnęłam.

   - Dokładnie, ale mam wrażenie, że nie zmieni to poglądów na mnie. O i jeszcze to posiadasz ładne imię. Sorrow jest nietypowe - rzucił.

   Nieufnie się cofnęłam. Po tym, co się wydarzyło nie wiedziałam, komu ufać.

   - Odsuń się, nie chcę mieć z tobą do czynienia. Hmm, czyż to nie podejrzane, że rodzice cię pozostawili?

   - Podążam własnymi ścieżkami - ciągnął - Wiem, gdzie jest dom, a uwierz mi, daleko stąd. Mój pan, czy jak oni tam zwą tego Allaha, transportuje mnie automatycznie, że tak powiem.

   - Kim jest dokładnie ten Allah? - zapytałam - Wilki różne rzeczy mówią i już nie wiem, w co mam wierzyć.

   - To jest fałszywy bóg, nie czymś w rodzaju diabła, ale raczej jest pogański.

   - Skoro fałszywy, to czemu mu służycie i w niego wciąż wierzycie?

   - Bo zostaliśmy po to stworzeni, jako bożki, aby to robić. Każdy z nas, sługosów wie, że jest fałszywy oraz ma ochotę dorównać temu waszemu. - westchnął.

   - No to świetnie! - sarkastycznie zawołałam. - Nie dość, że nie mam się gdzie podziać i jestem totalnie bez domu, środków do życia, to jeszcze matka mi została zamordowana na miejscu.

   - To masz przekichane. Spytam się jakiegoś z proroków o pozwolenie, żebyś na czas usamodzielnienia zamieszkała u nas. To na krótko. - zaproponował.

   - Jeszcze coś.

   Yaser otrzymał pozwolenie na przemieszkanie. Normalnie to by się nikt nie zgodził, ale Tequila zrozumiawszy, że jej małżonek zabił bliskiego, zlitowała się nade mną. Traktowała mnie jak córkę, której nie posiadała. W ich wierzeniach, jeżeli za pierwszym razem narodzi się chłopiec, nie trzeba mieć innych dzieci. Bo mężczyzna jest ważniejszy niż kobieta. Ciekawe, czy u nich są feministki.

   Miałam już 1 rok, Yaser 2 lata. Razem świetnie spędzaliśmy czas, a i on sprawił, że Wenera - moja matka - była przy mnie jak anioł stróż. Nawet jego rodzina nawracała się do Jezusa Chrystusa, chociaż w dalszym ciągu służyli fałszywemu bogowi.

   - Jesteście już na tyle samodzielni, że możecie znaleźć własną drogę, podążyć za watahą. Nie będziemy was przetrzymywać. Nie zamierzamy, Yaserze, robić z ciebie bożka. To już chyba po was czas. - stwierdzili pewnego dnia jego rodzice.

   I w 100% mieli rację. Nazajutrz wyruszyliśmy w drogę.

Ciąg dalszy nastąpi...

Od Meriel - Historia

 Meriel urodziła się w rodzinie alf. Mimo to, rodzice jej nienawidzili. Zawsze nią pomiatali. Ale mała wilczyca nie chciała się z nimi pogodzić. Czekała tylko aż podrośnie, gdy będzie gotowa, aby uciec. Nie miała też przyjaciół w watasze - już jej rodzice się o to postarali. Gdy miała wolny czas, wymykała się nad jezioro i ćwiczyła moce. Pewnego dnia wszystko się zmieniło. Nad jej jezioro zawędrował młody wilk. W jej wieku. Spytała go o imię. Miał na imię Dorrien. Przedstawiła się także. Dzień po dniu, zapoznawali się coraz bardziej. Meriel myślała, że nikt tego nie widzi. Myślała.

- Masz nie wychodzić z tej jaskini. Koniec kropka.- Powiedział jej arogancki ojciec i wyszedł. Czy zamierzała go słuchać? Oczywiście, że nie. Właśnie zdobyła przyjaciela, nie zamierzała go stracić. Zresztą ona zawsze była buntowniczej natury. Ktoś ma jej kazać co ma robić? Nigdy w życiu! Wymknęła się z jaskini i ponownie spotkała się z przyjacielem. Teraz była ostrożniejsza. Szła na ,,ich polanę" tylko gdy upewniła się, że jej matka, oraz ojciec są na jakimś spotkaniu. Chyba jednak nie wystarczająco. Gdy wracała raz do jaskini, szła obok jeziora. Nagle zaatakował ją obcy wilk. Zaraz... nie obcy. To najemnik, zabójca. Był czas wykorzystać moce. Skupiła się na jeziorze. W jednej chwili, woda ,,pochwyciła" wilka i wciągnęła do jeziora. Meriel została chwilę. Basior już nie wyszedł. Wróciła do jaskini, musiała wszystko przemyśleć. Była pewna, że to jej rodzice go nasłali. Już dawno chcieli jej się pozbyć. Ale nie pójdzie im tak łatwo. Teraz coraz częściej wychodziła do Dorriena. Chciała im zrobić na złość. Przyjaźń zmieniła się w coś bardziej znaczącego. Miłość. Tak, kochała Dorriena. Lecz przez niego nie mogła uciec. Nie mogła go zostawić. A może poszedł by ze mną? Myślałam głośno. Następnego ranka, Dorrien ułatwił jej zadanie. Oświadczył, że musi odejść. Jakie było jego zdziwienie i radość, gdy dowiedział się, że Meriel idzie z nim. Po dłuższej wędrówce, dotarli tutaj.

wtorek, 6 stycznia 2015

Od Raven - Historia

Wyszłam rano, w dziwnie dobrym nastroju. Jakby ten poranek już mi mówił, że jest lepiej, niż wczoraj. Udałam się w swoje ulubione miejsce nad potokiem. Minęłam siedzibę jednego z klanów, sama nie miałam swojej watahy więc chętnie zatrzymałam się, w bezpiecznej odległości i zaczęłam patrzeć co się dzieje. Ptaki bardzo spokojnie śpiewały, a pierwsze wilki zaczęły wychodzić ze swoich jaskiń. Czułam jednak, że ktoś mnie obserwuje. Nie wiedziałam dokładnie kto na mnie patrzy, ale wiedziałam że ktoś mnie widzi. Odeszłam i już nie kierowałam się nad potok, ale w stronę swojej jaskini, gdzie położyłam się na trawie, a po kilku minutach już spałam. Budząc się zobaczyłam młodego wilczka, szybko podniosłam się z miejsca. Wilk patrzył w moje oczy jakby wiedział, że nic mu nie zrobię.
- A co takie śliczne, małe wilczątko robi tak daleko od domu? -spytałam.
- Nie jestem mały - odpowiedział.
- Dobrze więc, co taki wilk robi na moim terytorium?! - warknęłam.
Wilk uciekł. Jednak nie pozostawiłam tej sprawy i poszłam za nim. Jego ślad zaprowadził mnie do klanu który wcześniej mijałam. Nie bałam się wchodzić na terytorium innych, ale wzrok wilków zupełnie mnie osłabił i teraz uważałam na każdy krok.
Podeszłam do miejsca gdzie siedziała alfa, patrzyła na mnie jakby chciała mnie zagryźć, w ułamku sekundy zauważyłam wilka który naszedł mnie pod moją jaskinią, teraz chował się za wielkim kamieniem. Odważnie powiedziałam alfie co się wydarzyło, jednak zamiast wpaść w wściekłość na wilka, alfa zapytała mnie czy chciałabym dołączyć do watahy. Chyba moje milczenie dało do zrozumienia że się zgadzam, bo teraz jestem częścią ich klanu.

Od Dorrien - Historia

Gdy dowiedziano się, że matka Dorriena jest w ciąży z basiorem z innej watahy, wygnano ją. Nie mając już domu, błąkała się samotnie. Urodziła szarego wilczka, nadała mu imię Dorrien. Młody wilk, gdy trochę podrósł, zapuścił się na teren obcej watahy. Trzymał się w cieniu. Zobaczył młodą białą wilczyce w jego wieku, która patrzyła na niego.

- Jak masz na imię? - Spytała wilczyca

- Jestem Dorrien, ale możesz mi mówić Dori. A ty?

- Mam na imię Meriel.

Tak rozpoczęła się wielka przyjaźń. Dorrien spędzał z Meriel coraz więcej czasu. W końcu, przyjaźń zmieniła się w miłość. Młode wilczki spotykały się codziennie.

Gdy Dorrien wrócił do jaskini, zobaczył, że jego mamy nie ma. Zaczął szukać, lecz jej nie znalazł. Już nigdy. Nie mógł spędzić życia w odosobnieniu, w ciemnej jaskini. Poszedł więc do Merielki. Ciężko mu było to powiedzieć.

- Nie mogę tu zostać. Wiem, że ty musisz. Ale zawsze będę o tobie pamiętał...

- Oh Dori, to słodkie, ale nie martw się. Idę z tobą, zawsze pragnęłam się z tąd wyrwać.- Wyszczerzyła zęby.

Zaczęła się podróż. Młoda para dotarła tutaj.

poniedziałek, 5 stycznia 2015

Od Rexa - Historia

Była mroźna noc, Rex marznął ... Chciał się ogrzać, ale nie wiedział jak.
- Ale zimno! Może by tak znaleźć coś , z czego mógłbym zrobić coś co mnie ogrzeje.
Rex wyszedł z jaskini, poszedł za śladami które znalazł w liściach. Te ślady wyglądały jak kopyta.
- Hmmm, te ślady są zbyt wielkie żeby to był koń... To musi być coś innego. - otrząsnął się.
Po kilku minutach chodzenia Rex napotkał małego wilka. Wyglądał na kojota, ale to chyba nie był on...
- Hej ty! - usłyszałem nieznajomy głos - Pomożesz mi? Zablokowałem się...
- No pewnie! - Rex uśmiechnął się.
Kiedy wydostał wilka z krzaków, wilk powiedział: 
- Ha! Nabrałeś się! Tak na prawdę jestem kojotem!
Po wypowiedzeniu tego zdania kojot rzucił się na Rexa. Rex uciekał bardzo szybko, lecz kojot go doganiał. Po kilku minutach ucieczki przystanął w krzakach i powiedział:
- Ćśśś! Nie jedz mnie jeszcze! Patrz! To Pegaz!
Wooow... - zachwycił się - Ej! Jak mi pomożesz go upolować, to cię zostawię w spokoju! Dobra?
- Dobra - rzuciłem krótką odpowiedź.
Kiedy obaj rzucili się na pegaza, zwierzę chciało odlecieć, lecz oni zranili mu skrzydło. Potem zjedli kawałek zwierzyny.
- To była uczta! - pogłaskałem się po brzuchu - Już chyba nie będę jutro nic jadł!
- Ja też! A tak w ogóle, jak masz na imię? - zapytał.
- Jestem Rex, a ty?
- Ja jestem Czarek. Dobra, muszę już iść spać! Cześć!
- Pa! - pożegnałem się.
Rex nadal szukał, znalazł koc, zapewnie wyrzucony przez ludzi.
- To się nada idealnie! - rzekłem.

Kiedy Rex szedł przez głuchy las, zauważył krew... A potem usłyszał odgłosy strzałów.
- O nie! - przeraziłem się - To pewnie kłusownicy!
Widział dużo zabitych ciał kojotów, nieznanych wilków i różnych zwierząt.
Rex zauważył kojota, nie ruszał się, ale miał otwarte oczy i wyglądał jakby był przestraszony, miał zranioną łapę.
- Proszę... Pomóż mi - mówił kojot.
- Spokojnie, pomogę ci! - podałem mu łapę.
Rex niósł zranionego kojota do ich nory. Kiedy podszedł do progu, przyszły dorosłe osobniki i odpędzały go kłami.
- Przepuście mnie, niosę zranionego kojota!
Kojoty po chwili namysłu, przepuściły go.
Kiedy Rex podszedł do Wielkiego kojota, trochę się przestraszył.
- Dziękuję ci młody wilku, za przyprowadzenie tu mojego syna, który potrzebował pomocy. - ciągnął samiec - Od teraz masz moją wdzięczność. Jak ci mogę to wynagrodzić?
- Po prostu nie atakować mnie więcej, tylko tyle chcę - odpowiedziałem.
- Dobrze, niech tak będzie. Zaprowadźcie mojego syna do kryjówki! Musimy go opatrzyć.


Rex wyszedł z terenów kojotów. Był szczęśliwy, że mógł komuś pomóc. Rex wziął swój koc i poszedł w stronę kryjówki.
Lecz był jeden problem - musiał ominąć Wartę. Rex obmyślił plan, iż będzie wskakiwał od krzaka do krzaka. A potem bardzo szybko pobiegnie do kryjówki i położy się spać. Rex zrobił to co zaplanował, wszedł do kryjówki i... W środku była obudzona jego Matka - Afrodyta.
- Rex , gdzie ty byłeś? Przecież wiesz że nie możesz wychodzić sam w nocy. - westchnęła.
Przepraszam Mamo! Chciałem tylko znaleźć jakiś koc, żeby było mi cieplej! I nawet nie uwierzysz jaką miałem przygodę... - zwierzałem się.
- No jaką? Powiedz.
- Jutro ci powiem, dzisiaj jestem bardzo śpiący i chce pójść już spać... - ziewnąłem.
- Dobrze, idź już spać, jutro czeka nas piękny dzień! - zachichotała.


Rex poszedł odpocząć. Nie mógł się doczekać następnego dnia. W końcu zasnął.